Powrót Naszej Trójcy



Byliśmy. Szybko dotarliśmy do a jeszcze szybciej wróciliśmy z...

Muszę się przyznać do mojego zboczenia jakim jest czystość otoczenia, od mieszkania/domu począwszy a na trawniku, placu zabaw skończywszy. Dlatego też sobotni wieczór chodziłam poddenerwowana i zrezygnowana a każdy śmieć i kurz potęgował moją panikę. Dom wakacyjny ma bowiem to do siebie, że rzadko się w nim bywa i siłą rzeczy jest tam sporo pajęczyn, warstwa kurzu i pełno śmieci na podłodze. Poza tym nie zawsze ma się rodzinę (na szczęście tę dalszą), która poczuwa się do sprzątania po sobie...
Dzisiaj od rana ruszyłam do boju. Miska z woda i płynem, ścierka, potem odkurzacz. Zajęło mi to kilka godzin (ok. 6ciu) ale jaką mam satysfakcję!!! do błysku nie udało mi się wszystkiego doprowadzić gdyż to stary i drewniany dom, ale jest zdecydowana poprawa i wreszcie został wytarty kurz wiekuisty no i mamy ład, i porządek... mam nadzieję, ze nikt domu nie odwiedzi prze najbliższe 2 tygodnie kiedy to zjawimy się tam znowu tym razem w towarzystwie Black Psiapsióły i jej rodzinki.
Muszę tu jeszcze napisać słów kilka o moim Małżonie. Przeprowadził inspekcję całego domu. Spisał się dzielnie naprawiając kibelek, a także doprowadził do stanu używalności trawnik zwany inaczej wybiegiem dla małych Blondyneczek.
Poza tym grillowaliśmy zawzięcie. Kiełbaski, frankfurterki i piersi z kurczaka pojawiały się w towarzystwie pomidorów i tzatzików. Proste i pyszne jedzonko. Jednak hitem wyjazdu okazały się pieczone bułki z masełkiem czosnkowo -ziołowym. Idealne same a także jako dodatek. Najlepsze z bułek wczorajszych.

A oto nasze dzisiejsze łupy:




Już w zeszłym  roku odkryliśmy,że jeśli pojedziemy na Mazury w czerwcu będziemy mogli jeść czereśnie prosto z drzewa. Trzy czereśnie owocują, tylko są niestety porażane na przemian przez jakiegoś grzyba. Tym razem obrodziło największe drzewo. Gałęzie niemalże uginały się od pięknych owoców. Niestety nie mieliśmy drabiny bo nasz łup ważyłby zdecydowanie więcej. Blondyneczka kolejny rok pochłaniała owoce wyciągając tylko rączki i rwąc sama. Prosiła tylko by wyjąć jej pestkę. W ogóle była grzeczniutka i ślicznie się bawiła.

PS> A za dwa tygodnie będą już czekały na nas jagody :) może uda mi się zrobić jakąś konfiturkę???
PSS> Niestety nie udało mi się przeczytać ani słowa z zabranej książki. Porządki i brzydka pogoda (pochmurno, 14 st.C i deszcz w nocy) nie sprzyjały zbytnio odpoczynkowi tym bardziej w towarzystwie dobrej lektury :(

Komentarze

Zimowy pilaw z pęczaku - na wizji

Popularne posty